Elfen Lied
13 odcinków po 23 min. + odcinek specjalny
reż. Mamoru Kanbe
Studio ARMS
nad podst. mangi Lynn Okamoto
Usta sprawiedliwego dokładnie rozważą mądrość
A język jego wypowie osąd
Błogosławiony człowiek, który oparł się pokusie
Ponieważ gdy przejdzie próbę, otrzyma koronę żywota
O Panie, Odwieczny Ogniu, miej miłosierdzie
O jak święty, jak jasny
Jak dobrotliwy, jak miły
O lilio czystości
Fontanny krwi
Na Elfen Lied trafiłam, gdy szukałam anime, w którym
dużo się dzieje – i rzeczywiście, nie zawiodłam się, dzieje się tam sporo. Głównie
złe rzeczy. Osoby wrażliwe, mało odporne na widok fontann krwi, urywanych głów
i kończyn, a także przeklęte zbyt bogatą wyobraźnią i podatne na koszmary
nocne, nie powinny raczej oglądać tego anime. Ja też nie powinnam… ale
obejrzałam do końca ;-)
Dicloniusy, wektory i eksperymenty naukowe
Z tajnego ośrodka badawczego na wyspie w okolicach Kamakury
ucieka przetrzymywana tam dziewczyna, Lucy – chociaż być może „ucieka” to
niewłaściwe słowo: ona po prostu wychodzi, a każdy, kto stanął na jej drodze,
umiera w dość przykry sposób. [Ogółem w pierwszym odcinku pada chyba około
dwudziestu trupów. Myślę, że to dobrze, że twórcy Elfen Lied od samego początku pokazują, z jakim typem anime mamy do
czynienia – a zatem, drogi otaku, jeśli dasz radę obejrzeć pierwszy odcinek i
pogodzić się z tym, że potem będzie mniej więcej w tym guście, tylko gorzej,
śmiało! Czeka cię mroczna i wciągająca historia]. Zabijając kolejnych
uzbrojonych strażników, tudzież pechową sekretarkę (której się akurat moim
zdaniem należało za idiotyczną służalczość), Lucy używa paranormalnych mocy,
właściwych Dicloniusom. Dicloniusy to zmutowany gatunek, który ma zastąpić rasę
ludzką; posługują się telekinezą, dzięki obecności wektorów, czyli
niewidzialnych rąk. Na pierwszy rzut oka nie różnią się od zwykłych ludzi
niczym poza małymi kościanymi rogami. Wszystkie Dicloniusy są śmiertelnie
niebezpieczne dla ludzi i dla siebie nawzajem, a ich morderczych instynktów nie
da się opanować. Chyba, że…
Lucy i Nyu
Lucy udaje się opuścić wyspę, ale zostaje ranna i
gdy widzimy ją na brzegu, jej zachowanie całkowicie się zmienia. Dziewczynę znajdują
przypadkiem Kouta i Yuka, para kuzynów, którzy nie widzieli się od dzieciństwa,
a teraz mają razem studiować. Są dość bezradni wobec słodkiej istotki, która
całkiem naga wyłoniła się z morskich fal i potrafi powiedzieć tylko: „Nyuu”.
Decydują się zabrać ją do domu…
Lucy alias Nyu-chan jest bezsprzecznie „najgłówniejszą”
bohaterką, dla której wszyscy inni: Kouta, Yuka, Nana, Mayu, dr Kurama, stają
się w pewnym sensie tłem. To Lucy jest kluczem do zagadki Dicloniusów, do
przeszłości innych bohaterów, tą, od której wszystko się zaczęło… Tymczasem
prawie do samego końca pozostaje dla widza emocjonalnie nieuchwytna i
niedostępna – zarówno w postaci okrutnej Lucy, jak i dziecinnej, bardzo moe Nyu.
Zmienia się to dopiero w ostatnich dwóch odcinkach, w których wiele się
wyjaśnia – ale nie wszystko.
Odpowiednie zakończenie
Twórcy zdecydowali się na otwarte, niejednoznaczne
zakończenie, ale na pewno nie wynikało to z „pójścia na łatwiznę” –
poszczególne wątki fabuły są ze sobą tak precyzyjnie połączone, że
pozostawienie tego marginesu niepewności nie można nazwać niedopatrzeniem.
Kilka dodatkowych wskazówek daje odcinek 14 (OVA), który warto obejrzeć, bo nie
jest tak mroczny jak cała seria i pojawiają się w nim tak cenne dla „obolałego” widza elementy czarnego
humoru. Tak czy inaczej Elfen Lied po
prostu nie mogłoby mieć happy endu, bo takie zakończenie trąciłoby fałszem.
Myślę, że najlepiej widać to na przykładzie Kuramy, który stanął (czy raczej
bez przerwy stawał) przed nierozwiązywalnym etycznym dylematem – przedłożenie racji
miłosierdzia nad sprawiedliwością oznacza zagładę. Elfen Lied – pomimo że bijące po oczach fanserwisem, a miejscami tak
makabryczne, że aż absurdalne – jest naprawdę moralnie niepokojące, bo winni są
prawie wszyscy…
Złote Lilium
Wrażenie mroczności potęguje opening, który jest
tyle kiczowaty, co przejmujący. Mamy tu greoriański chorał w wykonaniu Kumiko
Nomy, Lilium, i wyraźnie zapożyczenia
ze znanych obrazów Klimta. Na początku ten obrazoburczy kolaż bardzo mnie raził
(tak jak rażą mnie kubki czy serwetki z Pocałunkiem
Klimta – może kiedyś zrobią jeszcze papier toaletowy do kolekcji?;-)) ale potem
jakoś to już przebolałam i mogłam się skupić na wyłapywaniu aluzji do fabuły. W
pewnym sensie nawet symbolika płodności i czystości może jakoś usprawiedliwiać
szafowanie nagością w przypadku Lucy-Nyu. A melodia Lilium dalej za mną chodzi. O quam sancta, quam serena,
quam benigna, quam amoena, o castitatis lilium…
Nana
Mimo że Lucy jest postacią centralną i najbardziej
tajemniczą, nie polubiłam jej – i nie wiem, czy w ogóle da się ją lubić. Przekonałam
się za to do Nany, innego Dicloniusa, która jest trochę irytująco dziecinna,
ale jednak na dłuższą metę całkowicie rozbrajająca w swojej lojalności i
miłości do przybranego ojca. Jest też bohaterką, która najbardziej dostaje w
kość, i dlatego miałam nadzieję, że ocaleje z całej tej rzezi – przez to tak
ciężko było mi zabrać się do oglądania ostatnich dwóch odcinków. Bo wiadomo
było, że będzie krwawo i „nyukanie” się skończyło…
Duży sentyment mam też do Kuramy, który w toku akcji
nie okazuje się takim nieczułym potworem, jak na początku może się wydawać.
Elfen
Lied
można polecić osobom o silnych nerwach, lubiącym mroczne tajemnice, które cenią
sobie skomplikowane, ale nieprzegadane fabuły i frapujące niedopowiedzenia.
Inni niech się lepiej dwa razy zastanowią. (Uh, no – ja nie żałuję;-))
Os iusti meditabitur sapientiam
Et lingua eius loquetur iudicium
Beatus vir qui suffert tentationem
Quoniam cum probatus fuerit accipiet coronam vitae
Kyrie, Ignis Divine, Eleison
O quam sancta, quam serena, quam benigna
Quam amoena O castitatis lilium
Et lingua eius loquetur iudicium
Beatus vir qui suffert tentationem
Quoniam cum probatus fuerit accipiet coronam vitae
Kyrie, Ignis Divine, Eleison
O quam sancta, quam serena, quam benigna
Quam amoena O castitatis lilium
Ojej, wydaje się naprawde ciekawe... ale ja mam właśnie zbyt bujną wyobraźnią, jestem wrażliwa na widoki krwi i tym podobne... na razie sobie jednak odpuszczę, nie wiem czy dałabym radę tej serii ^^
OdpowiedzUsuńSpotkałam się z wieloma bardzo krytycznymi opiniami na temat "Elfen Lied", więc trudno mi polecać bez stu różnych zastrzeżeń... Naprawdę siada na psychice;-) Ale jeśli ktoś umie wziąć w nawias całą tę przemoc, to czemu nie. Ja nie umiem i cierpię ;-) Na pewno jest sporo innych fajnych, intrygujących anime, ale bez takiej dawki krwiiii ;-)
Usuńnom, to ja poszukam tych innych jednak xd bo mnie by to zbyt na psychice siadło xd
UsuńJa teraz chciałabym obejrzeć http://anime.tanuki.pl/strony/anime/4824-shin-sekai-yori/rec/2436 bo zapowiada się nieźle... ale się boję! :-D Na Tanuki ostrzegają, że jest brutalnie w sposób nieoczywisty, a to czasem gorzej niż wprost, ziuum, fontanna krwi jak w Elfen Lied. Ech, gdyby się dało chwilowo odwiesić wrażliwość na kołek ;-)
Usuńhaha, no dokładnie, ale nie da się niestety tak odwiesić ^^ Dlatego ja na razie trzymam sie z dala od takich serii, choć może kiedys mi przejdzie :) A Ty może próbuj, najwyżej znowu trochę się poboisz :P
UsuńHm, może zmuszę kogoś, żeby oglądał ze mną ;-) Zawsze raźniej bać się we dwójkę...
UsuńAnime to pozamiatało mną jak nie wiem co! Polecam.
OdpowiedzUsuńJa już powoli zapominam co gorsze sceny, jeszcze kilka miesięcy i wrócę do równowagi wewnętrznej ;-))
UsuńNie mogę powiedzieć, że lubię anime, bo nie mam za sobą wystarczająco dużo obejrzanych takich produkcji. Tak jak mogę powiedzieć jakie filmy fabularne lubię i książki, tak z anime nie do końca. Jak na razie przodują anime ze zjawiskami paranormalnymi, a jak fundują mi rzeźnię, to dosłownie klaszczę uszami! Potoki krwi przyjmuję tylko i wyłącznie w produkcjach "rysunkowych" (nie bić! Nie znam się na tym. Wiem, ze notatnik śmierci i zaplątani to nie to samo - ale dla mnie to rysunki). Elfen Lied brzmi bardzo zachęcająco, więc obejrzę na pewno!
OdpowiedzUsuń