Melancholy of Haruhi Suzumiya seria 1 i 2 (28 x 25
min.) / Melancholia Haruhi Suzumiyi (2006–2009)
Disappearance of Haruhi Suzumiya / Zniknięcie Haruhi Suzumiyi (2010)
reż. Tatsuya Ishihara
na
podstawie książek Nagaru Tanigawy
[Bardzo
długo się przymierzałam do napisania o Haruhi, bo kiedy coś mi się bardzo
podoba, to jakoś nie znajduję właściwych słów. Ostatecznie wyszła z tego raczej
interpretacja niż recenzja. Jest też kilka spoilerów, ale wydaje mi się, że ci,
którzy nie mieli nigdy do czynienia z Suzumiyą, nie mają raczej szans
zorientować się, w czym rzecz, na podstawie tych kilku aluzji, więc właściwie
czuję się usprawiedliwiona ^^].
Błękitny i żółty
Tak
naprawdę wcale nie chciałam oglądać Melancholii
Haruhi Suzumiyi 1–2. Chciałam obejrzeć Zniknięcie
Haruhi Suzumiyi, bo zaintrygowała okładka i soundtrack, który wykorzystywał
kompozycje mojego ulubionego Erika Satie. Wydawało się, że paradoksalnie to
właśnie film emanuje kuszącą błękitną melancholią, a dwie wcześniejsze serie są
radośnie i superenergetycznie żółte. Nie miałam ochoty na szkolne romanse i
jakieś dziwaczne przygody – chciałam się tak porządnie, lirycznie posmucić.
Wszystkie opisy i recenzje przekonywały mnie jednak, że nic nie zrozumiem ze Zniknięcia, jeśli najpierw nie obejrzę
obu serii Melancholii. No to trudno –
niech będzie ten żółty, jakoś przeboleję, że przed wymarzonym ładunkiem smętku
czeka mnie dobra zabawa…
Nie będę
tworzyć fałszywego suspensu i przyznam od razu – obie serie bardzo mi się
podobały i absolutnie nie żałowałam, że „byłam zmuszona” je obejrzeć.
Tajfun spotyka żółwia, czyli
Haruhi i Kyon
Haruhi
Suzumiya, uczennica szkoły North High, zdecydowanie wyróżnia się w klasie –
jest bystrzejsza od większości jej rówieśników, bardziej wysportowana,
uzdolniona w zaskakująco wielu dziedzinach, atrakcyjna… Być może nic dziwnego w
tym, że nie chce się zadawać ze zwykłymi śmiertelnikami i marzy o kontaktach z
przybyszami z innych planet i podróżnikami w czasie. Jej koledzy i koleżanki ze
szkoły uważają jednak, że jest to
dziwne, a sama Haruhi – nieprzyjemnie ekscentryczna. Mimo że Suzumiya wyraźnie
odcina się zarówno od wszelkich dziewczyńskich kółek, jak i stroni od chłopców
(bo są głupi i beznadziejnie normalni), wszyscy plotkują na jej temat i jest w
pewnym sensie popularna. Ogólnie rzecz biorąc – w negatywnym sensie.
Jednak
jest ktoś, komu nieoczekiwanie – nieoczekiwanie zwłaszcza dla niego samego –
udaje się zbliżyć do chimerycznej koleżanki. Kyon jest w pewnym sensie
przeciwieństwem Haruhi: spokojny, ironiczny, zdystansowany, przeciętnie
utalentowany i całkowicie normalny. A jednak to z nim Haruhi raczy rozmawiać, a
Kyon, chociaż od początku wyczuwa, że taka dziewczyna jak ona oznacza kłopoty,
daje się ponieść ciekawości i wkracza coraz głębiej w dziwaczny świat Haruhi. I
wtedy następuje katastrofa – Suzumiya, zainspirowana przypadkową uwagą Kyona,
postanawia założyć własny klub (bo wszystkie szkolne kluby są oczywiście głupie
i nudne), który będzie się zajmował tropieniem niesamowitych wydarzeń i zjawisk
paranormalnych. I tak, właśnie Kyon jej w tym pomoże. Czy tego chce, czy nie.
Brygada SOS czyli obcy, miejcie
się na baczności!
Haruhi
szybko werbuje nowych członków grupy: wraz z przejętą od klubu literatury salą
do zespołu zostaje wcielona milcząca, wiecznie zaczytana Yuki Nagato, następna
jest Mikuru Asahina, którą Haruhi dosłownie upolowała jako piękny okaz elementu
moe, a na koniec przybywa tajemniczy
uczeń przeniesiony z innej szkoły – uśmiechnięty Koizumi. Ku zdumieniu Kyona,
przerażonego i zniesmaczonego działaniami Haruhi, pozostałym członkom Brygady
SOS (jak Suzumiya nazwała swoją grupę) najwyraźniej nie przeszkadza idiotyzm
tego wszystkiego. Nagato na wszystko odpowiada „Ok”, nie zmieniając poważnego i
nieprzeniknionego wyrazu twarzy, Mikuru cierpliwie znosi przejawy koleżeńskiego
molestowania ze strony Haruhi, a uprzejmy uśmiech Koizumiego robi się coraz
bardziej irytujący. Wszystko to staje się bardziej zrozumiałe (albo mniej, jak
kto woli), kiedy Kyon dowiaduje się, że Mikuru jest przybyszem z przyszłości,
Yuki kosmitką w ludzkiej postaci, a Koizumi to esper obdarzony szczególnymi
mocami. Cała trójka została wysłana, by obserwować Haruhi, która jest… no
właśnie, nie wiadomo kim. Najbardziej skrajna jest wersja Koizumiego, który
twierdzi, że Haruhi ma boską moc, stworzyła świat, w którym żyją, i może go w
każdej chwili porzucić lub zniszczyć, jeśli wyda jej się zbyt nudny. Dlatego
trzeba dbać o jej dobre samopoczucie i spełniać wszystkie jej życzenia. Brzmi
to nieco przerażająco dla każdego, kto zna możliwości Haruhi jako zwykłej
licealistki.
Wydaje
się, że nic łatwiejszego – wystarczy oświecić Haruhi, że zaiste miała rację,
istnieją kosmici i podróżnicy w czasie, właściwie na wyciągnięcie ręki. To
powinno ją usatysfakcjonować. Niestety, właśnie tego zrobić nie mogą, gdyż
konsekwencje zapewne byłyby straszne. Pomyśleć, co mogłaby zmajstrować
Haruhi, gdyby wiedziała, że może wszystko… I tu powstaje sytuacja pod każdym
względem paradoksalna: podczas gdy Suzumiya na próżno wypatruje niezwykłości w
swoim życiu, jej przyjaciele na co dzień muszą brać udział w szalonych
przygodach, podróżach w czasie i walkach ze stworzeniami nie z tego świata i na
dodatek ukrywać to przed nią. A co najciekawsze, Haruhi, szukając niezwykłych
istot, nie zdaje sobie sprawy, że to ona sama jest największą zagadką i
najbardziej niesamowitą postacią.
A co z
Kyonem? No właśnie. On jako jedyny jest tu normalny. Całkowicie, krzepiąco
normalny. Dlaczego więc to właśnie jego wybrała Haruhi?
Być jak Haruhi Suzumiya
W
Melancholii Haruhi Suzumiyi mamy do czynienia z dość ograniczonym gronem
bohaterów, a postaci drugoplanowe, takie jako Ryoko, Tsuruya czy młodsza
siostra Kyona, raczej nie mają szans na dłużej zająć sceny. Wbrew pozorom nie
jest to wada tego anime – napięcia między głównymi bohaterami dostarczają wystarczającej
ilości materiału dla rozwoju akcji. Poza tym sama Haruhi jest jak dziesięciu
głównych bohaterów.
Czytając
różne recenzje, często napotykałam się na dość surową ocenę tej postaci, którą
można by streścić tak: „świetne anime, gdyby nie główna bohaterka”. Hm, ale
przecież bez Haruhi nie byłoby serii, ba, nie byłoby niczego (jak wierzą
wyznawcy haruhizmu;-)) Toż to nagatejska
herezja. Świat bez Haruhi, też coś…
No cóż,
Haruhi może drażnić i irytować – bo taka właśnie jest: irytująco despotyczna,
drażniąco pełna energii. Czy można lubić kogoś tak doskonałego i jednocześnie
kolczastego, niedostępnego? Haruhi nie da się oswoić, ani przejrzeć do końca
(co w zasadzie jest rzeczywiście cechą czysto boską). Ale nawet na poziomie
„normalności” trudno ją znieść: jest we wszystkim najlepsza: w nauce, w
sporcie, we wszystkim, czego by nie spróbowała. Jest atrakcyjna i zaskakująco
oswojona ze swoim ciałem (co może się wydawać uderzające zwłaszcza w środowisku
szkolnym), niepokojąco kreatywna, pewna siebie i bezkompromisowa. Kto nie
chciałby być taki jak ona? A właśnie. Może właśnie z tego wynika niechęć do Haruhi? Większość z nas nie jest najlepsza
we wszystkim, co robi.
cdn....
Hm, no właśnie tez się do tych serii przymierzam, ale na razie z marnym skutkiem... ostatnio nawet olałam to co chcialam oglądać wchodzę na shindena i przewijam listę, na chybił trafił klikam jakieś anime i puf ! no i dalej się odwleka ( a co tego trafiania, to trafiłam akurat na Romeo i Julię o.O i bardzo fajne xd ) Ale postaram się w końcu za to zabrac, sama nie wiem co mnie dalej powstrzymuje ;)
OdpowiedzUsuńNie ma co czekać - Haruhi fajna jest! ;-))
OdpowiedzUsuńNo skoro tak, to postaram się, jak najszybciej :P
OdpowiedzUsuń