wtorek, 9 października 2012

Melancholia i Zniknięcie Haruhi Suzumiyi (1)



Melancholy of Haruhi Suzumiya seria 1 i 2 (28 x 25 min.) / Melancholia Haruhi Suzumiyi (2006–2009)
Disappearance of Haruhi Suzumiya / Zniknięcie Haruhi Suzumiyi (2010)
reż. Tatsuya Ishihara
na podstawie książek Nagaru Tanigawy


[Bardzo długo się przymierzałam do napisania o Haruhi, bo kiedy coś mi się bardzo podoba, to jakoś nie znajduję właściwych słów. Ostatecznie wyszła z tego raczej interpretacja niż recenzja. Jest też kilka spoilerów, ale wydaje mi się, że ci, którzy nie mieli nigdy do czynienia z Suzumiyą, nie mają raczej szans zorientować się, w czym rzecz, na podstawie tych kilku aluzji, więc właściwie czuję się usprawiedliwiona ^^].

Błękitny i żółty
Tak naprawdę wcale nie chciałam oglądać Melancholii Haruhi Suzumiyi 1–2. Chciałam obejrzeć Zniknięcie Haruhi Suzumiyi, bo zaintrygowała okładka i soundtrack, który wykorzystywał kompozycje mojego ulubionego Erika Satie. Wydawało się, że paradoksalnie to właśnie film emanuje kuszącą błękitną melancholią, a dwie wcześniejsze serie są radośnie i superenergetycznie żółte. Nie miałam ochoty na szkolne romanse i jakieś dziwaczne przygody – chciałam się tak porządnie, lirycznie posmucić. Wszystkie opisy i recenzje przekonywały mnie jednak, że nic nie zrozumiem ze Zniknięcia, jeśli najpierw nie obejrzę obu serii Melancholii. No to trudno – niech będzie ten żółty, jakoś przeboleję, że przed wymarzonym ładunkiem smętku czeka mnie dobra zabawa…

Nie będę tworzyć fałszywego suspensu i przyznam od razu – obie serie bardzo mi się podobały i absolutnie nie żałowałam, że „byłam zmuszona” je obejrzeć.



Tajfun spotyka żółwia, czyli Haruhi i Kyon
Haruhi Suzumiya, uczennica szkoły North High, zdecydowanie wyróżnia się w klasie – jest bystrzejsza od większości jej rówieśników, bardziej wysportowana, uzdolniona w zaskakująco wielu dziedzinach, atrakcyjna… Być może nic dziwnego w tym, że nie chce się zadawać ze zwykłymi śmiertelnikami i marzy o kontaktach z przybyszami z innych planet i podróżnikami w czasie. Jej koledzy i koleżanki ze szkoły uważają jednak, że jest to dziwne, a sama Haruhi – nieprzyjemnie ekscentryczna. Mimo że Suzumiya wyraźnie odcina się zarówno od wszelkich dziewczyńskich kółek, jak i stroni od chłopców (bo są głupi i beznadziejnie normalni), wszyscy plotkują na jej temat i jest w pewnym sensie popularna. Ogólnie rzecz biorąc – w negatywnym sensie.
Jednak jest ktoś, komu nieoczekiwanie – nieoczekiwanie zwłaszcza dla niego samego – udaje się zbliżyć do chimerycznej koleżanki. Kyon jest w pewnym sensie przeciwieństwem Haruhi: spokojny, ironiczny, zdystansowany, przeciętnie utalentowany i całkowicie normalny. A jednak to z nim Haruhi raczy rozmawiać, a Kyon, chociaż od początku wyczuwa, że taka dziewczyna jak ona oznacza kłopoty, daje się ponieść ciekawości i wkracza coraz głębiej w dziwaczny świat Haruhi. I wtedy następuje katastrofa – Suzumiya, zainspirowana przypadkową uwagą Kyona, postanawia założyć własny klub (bo wszystkie szkolne kluby są oczywiście głupie i nudne), który będzie się zajmował tropieniem niesamowitych wydarzeń i zjawisk paranormalnych. I tak, właśnie Kyon jej w tym pomoże. Czy tego chce, czy nie.



Brygada SOS czyli obcy, miejcie się na baczności!
Haruhi szybko werbuje nowych członków grupy: wraz z przejętą od klubu literatury salą do zespołu zostaje wcielona milcząca, wiecznie zaczytana Yuki Nagato, następna jest Mikuru Asahina, którą Haruhi dosłownie upolowała jako piękny okaz elementu moe, a na koniec przybywa tajemniczy uczeń przeniesiony z innej szkoły – uśmiechnięty Koizumi. Ku zdumieniu Kyona, przerażonego i zniesmaczonego działaniami Haruhi, pozostałym członkom Brygady SOS (jak Suzumiya nazwała swoją grupę) najwyraźniej nie przeszkadza idiotyzm tego wszystkiego. Nagato na wszystko odpowiada „Ok”, nie zmieniając poważnego i nieprzeniknionego wyrazu twarzy, Mikuru cierpliwie znosi przejawy koleżeńskiego molestowania ze strony Haruhi, a uprzejmy uśmiech Koizumiego robi się coraz bardziej irytujący. Wszystko to staje się bardziej zrozumiałe (albo mniej, jak kto woli), kiedy Kyon dowiaduje się, że Mikuru jest przybyszem z przyszłości, Yuki kosmitką w ludzkiej postaci, a Koizumi to esper obdarzony szczególnymi mocami. Cała trójka została wysłana, by obserwować Haruhi, która jest… no właśnie, nie wiadomo kim. Najbardziej skrajna jest wersja Koizumiego, który twierdzi, że Haruhi ma boską moc, stworzyła świat, w którym żyją, i może go w każdej chwili porzucić lub zniszczyć, jeśli wyda jej się zbyt nudny. Dlatego trzeba dbać o jej dobre samopoczucie i spełniać wszystkie jej życzenia. Brzmi to nieco przerażająco dla każdego, kto zna możliwości Haruhi jako zwykłej licealistki.
Wydaje się, że nic łatwiejszego – wystarczy oświecić Haruhi, że zaiste miała rację, istnieją kosmici i podróżnicy w czasie, właściwie na wyciągnięcie ręki. To powinno ją usatysfakcjonować. Niestety, właśnie tego zrobić nie mogą, gdyż konsekwencje zapewne byłyby straszne. Pomyśleć, co mogłaby zmajstrować Haruhi, gdyby wiedziała, że może wszystko… I tu powstaje sytuacja pod każdym względem paradoksalna: podczas gdy Suzumiya na próżno wypatruje niezwykłości w swoim życiu, jej przyjaciele na co dzień muszą brać udział w szalonych przygodach, podróżach w czasie i walkach ze stworzeniami nie z tego świata i na dodatek ukrywać to przed nią. A co najciekawsze, Haruhi, szukając niezwykłych istot, nie zdaje sobie sprawy, że to ona sama jest największą zagadką i najbardziej niesamowitą postacią.
A co z Kyonem? No właśnie. On jako jedyny jest tu normalny. Całkowicie, krzepiąco normalny. Dlaczego więc to właśnie jego wybrała Haruhi?     



Być jak Haruhi Suzumiya
W Melancholii Haruhi Suzumiyi mamy do czynienia z dość ograniczonym gronem bohaterów, a postaci drugoplanowe, takie jako Ryoko, Tsuruya czy młodsza siostra Kyona, raczej nie mają szans na dłużej zająć sceny. Wbrew pozorom nie jest to wada tego anime – napięcia między głównymi bohaterami dostarczają wystarczającej ilości materiału dla rozwoju akcji. Poza tym sama Haruhi jest jak dziesięciu głównych bohaterów.
Czytając różne recenzje, często napotykałam się na dość surową ocenę tej postaci, którą można by streścić tak: „świetne anime, gdyby nie główna bohaterka”. Hm, ale przecież bez Haruhi nie byłoby serii, ba, nie byłoby niczego (jak wierzą wyznawcy haruhizmu;-))  Toż to nagatejska herezja. Świat bez Haruhi, też coś…
No cóż, Haruhi może drażnić i irytować – bo taka właśnie jest: irytująco despotyczna, drażniąco pełna energii. Czy można lubić kogoś tak doskonałego i jednocześnie kolczastego, niedostępnego? Haruhi nie da się oswoić, ani przejrzeć do końca (co w zasadzie jest rzeczywiście cechą czysto boską). Ale nawet na poziomie „normalności” trudno ją znieść: jest we wszystkim najlepsza: w nauce, w sporcie, we wszystkim, czego by nie spróbowała. Jest atrakcyjna i zaskakująco oswojona ze swoim ciałem (co może się wydawać uderzające zwłaszcza w środowisku szkolnym), niepokojąco kreatywna, pewna siebie i bezkompromisowa. Kto nie chciałby być taki jak ona? A właśnie. Może właśnie z tego wynika niechęć do Haruhi? Większość z nas nie jest najlepsza we wszystkim, co robi.



cdn....

3 komentarze:

  1. Hm, no właśnie tez się do tych serii przymierzam, ale na razie z marnym skutkiem... ostatnio nawet olałam to co chcialam oglądać wchodzę na shindena i przewijam listę, na chybił trafił klikam jakieś anime i puf ! no i dalej się odwleka ( a co tego trafiania, to trafiłam akurat na Romeo i Julię o.O i bardzo fajne xd ) Ale postaram się w końcu za to zabrac, sama nie wiem co mnie dalej powstrzymuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma co czekać - Haruhi fajna jest! ;-))

    OdpowiedzUsuń
  3. No skoro tak, to postaram się, jak najszybciej :P

    OdpowiedzUsuń