Last exile
26 odc. po 25 min.
2003
reż. Kouichi Chigira
Studio Gonzo
recenzja na Tanuki
Wielka konfuzja
Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała
obejrzeć serię Last Exile – między innymi
dlatego, że kupiłam od razu cztery płyty. Uznałam, że jest to nieodzowne dla
mojego rozwoju, skoro to taka klasyka anime (zawsze trzeba sobie jakoś
wytłumaczyć spontaniczne zakupy, prawda?). A kiedy wreszcie zaczęłam oglądać…
byłam bardzo zaskoczona.
Przez pierwsze dwa odcinki nie rozumiałam prawie
nic, z tego, co się działo. To znaczy byłam w stanie nadążyć za posunięciami
bohaterów, ale nie miałam pojęcia, co to wszystko ma znaczyć, nie wyłaniała się
z tego żadna spójna całość. Jeśli jakaś wojna, prawda, ale kto, z kim,
dlaczego, od kiedy? Są jakieś misje dla kurierów, ktoś kogoś szuka,
organizowane są zawody przypominające trochę te z Mrocznego widma… Ale… Zaczęłam wątpić w moje władze umysłowe – i zwątpiłabym
całkiem, gdyby nie to, że przyjaciółka, która oglądała to ze mną, patrzyła na mnie
podobnie zbaraniałym wzrokiem. „Ale o co chodzi?”
Po obejrzeniu całości już wiem, ale wszystkim,
którzy jeszcze nie widzieli tego klasycznego anime o nieklasycznej kompozycji,
polecam przeczytanie kilku recenzji albo chociaż opisów na opakowaniach płyt –
chyba, że ktoś chce błądzić w ciemnościach i aż do końca zastanawiać się, co to
jest Deusis, a co Guildia. Prawdę mówiąc, to błądzenie nie jest aż tak
nieprzyjemne. Last Exile to bardzo
skomplikowana układanka – kiedy już coś staje się jasne, pojawiają się nowe
elementy i znów trzeba uruchomić mózgownicę (ach, jaka byłam z siebie dumna,
kiedy wydedukowałam – całkiem wcześnie – że Silvana to okręt, a nie osoba!).
Claus, Lavie i Silvana
Przyznaję, że warstwa związana z wojną i te
wszystkie tajemnicze komendy, zaciekawiły mnie najmniej, może nie jestem aż
taką wielką zwolenniczką steampunku, jak mi się wydawało. Nad wyraz atrakcyjnie
za to przedstawiał się dla mnie wątek dotyczący zawikłanych losów głównych
bohaterów – Clausa (młodego pilota vanshipa) i Lavie (jego przyjaciółki i
nawigatorki), którzy starając się ochronić tajemniczą dziewczynkę o imieniu
Alvis, trafiają na Silvanę. Tam poznają dowódcę „najbezpieczniejszego okrętu”,
Alexa Rowa, który należy do fascynującego gatunku ponurych mężczyzn obarczonych
mroczną przeszłością i ekspresją ograniczoną do jednej miny (coś tak grumpy
cat). Ale jeśli już zrobi inną minę albo okaże zainteresowanie czymś – co za
emocje! Innymi ciekawymi członkami załogi Silvany są pierwszy oficer, Sophia
(która ma dla widzów pewną niespodziankę w zanadrzu i zdecydowanie powinna
chodzić tylko i wyłącznie w mundurze), szaleńczo ambitna Tatiana Wisla (czyżby…?),
spokojna Alister, obdarzona świetnym słuchem Wina i – dla równowagi – grupa sympatycznych
i zadziornych mechaników. Każda z postaci jest ciekawie przedstawiona i da się lubić;
mnie szczególnie podobał się kontrast między Tatianą a Alister.
Cykado, kill’em all
Bohaterami z nieco innej półki są otoczona nimbem
tajemniczości Alvis (na szczęście twórcom udało się nie przesłodzić tej
postaci), szalona i złaaaa Delphine oraz Dio i Lucciola. Jako czarnemu
charakterowi Delphine nie da się nic zarzucić: okropnie się ubiera, co chwila
wybucha nieznośnym obłąkańczym śmiechem, jest rozrzutna (w świecie Prestaire to
najgorsza wada, wręcz zbrodnia) i ma wyraźne skłonności sadystyczne. Brawo.
Oczywiście tak przerysowana postać musi momentami stawać się komiczna i mam
wrażenie, że ten efekt wzmagało zawsze pojawianie się jej wiernego sługi,
Cicady, nikczemnej odmiany angielskiego Jeevesa. Beztrosko wydawane mu przez
Delphine rozkazy sprawiły, że „Cykada” wszedł już do mojego domowego slangu i
teraz przywołujemy go do niewykonalnych zadań (kiedy zobaczyłam, że mój
samochód znów pokryła centymetrowa warstwa lodu i trzy razy grubsza pokrywa
śnieżna, wiedziałam, co robić. „Cykado, zabij ten śnieg”).
Dio, brat Delphine, jest postacią zupełnie odmienną –
przede wszystkim niejednoznaczną. Na początku zupełnie mi się nie spodobał (tak
zresztą miało być), ale później, kiedy zaczął się rozwijać, zdecydowanie
wzbudził moje zainteresowanie i na koniec byłam bardzo rozczarowana, że
właściwie nikogo nie obchodziło, co się z nim stało. Z Delphine można się
śmiać, ale los Dio jest naprawdę poruszający i ta postać zapada w pamięć.
Kusząca niedoskonałość
Last
Exile nazwałabym serią fascynująco niedoskonałą – jest w
niej sporo niedociągnięć, niekonsekwencji, urwanych wątków, uproszczeń, ale jej
rozmach zachwyca i każe zapomnieć o wszystkich usterkach. Z sympatycznymi
bohaterami trudno się pożegnać, a tajemnicza poetyckość mysterionów będących
kluczem do tytułowego last exile
naprawdę działa na wyobraźnię. Myślę, że chętnie kiedyś wrócę do tej serii – z ogromną
satysfakcją, że wiem, o co chodzi.