poniedziałek, 28 października 2013

Eden of the East - Higashi no Eden


11 odc. x 22 min.
2009
Production I.G.
reż. Kenji Kamiyama

Już bardzo dawno temu chciałam napisać o Eden of the East, ale nie umiałam się do tego zabrać, bo to anime onieśmiela mnie tym, że jest tak dobrze zrobione – naprawdę rzadko spotyka się serię tak świetnie zaplanowaną, spójną i intrygującą. Trudno też napisać o niej coś konkretnego, żeby nie psuć niespodzianki tym, którzy zechcą to obejrzeć – a naprawdę warto. Ale spróbuję ;-)



Zaczyna się według najlepszych tradycji: od trzęsienia ziemi, którym dla młodej Saki Morimi jest spotkanie Akiry Takizawy przed Białym Domem. Nieznajomy chłopak ratuje ją przed przykrym spotkaniem z policją... radośnie wymachując bronią na ulicy. Niecodzienny widok. Aha – czy wspominałam, że Takizawa jest na golasa? No więc stoi tam na krawężniku, szeroko uśmiechnięty, nagi jak go Pan Bóg stworzył, a poza bronią ma przy sobie tylko telefon komórkowy (może w celu złożenia ewentualnych zażaleń do Stwórcy?). Po kilku obfitych w wydarzenia chwilach policja i Morimi ruszają w pościg za Takizawą ulicami D.C. A potem jest już tylko zdziwniej i zdziwniej…



Na pierwszy rzut oka Saki Morimi może się wydawać dość gapowata, bo jej główną rolą przez całe jedenaście odcinków jest dziwienie się i zadawanie pytań. Trudno jednak mieć do niej o to pretensje, bo widzowie zajmują się dokładnie tym samym i są niewiele od niej mądrzejsi, jeśli chodzi o odkrywanie tajemnic Takizawy. Czy to możliwe, że ten z gruntu sympatyczny młody człowiek jest terrorystą? Co ma wspólnego z wydarzeniami określanymi w Japonii jako Careless Monday? Do czego służy jego dziwny telefon i kim jest Juiz, gotowa spełniać wszystkie jego zachcianki? Czy naprawdę wymordował dwadzieścia tysięcy młodych niestudiujących-niepracujących (NEET) Japończyków? Oczywiście najprościej byłoby zapytać o to wszystko samego Takizawę, z którym Saki jest w coraz cieplejszych stosunkach – gdyby nie to, że chłopak stracił pamięć.



Eden of the East to bardzo oryginalna, przemyślana i świetnie wyreżyserowana seria. Szczerze mówiąc, już dawno przyzwyczaiłam się przymykać oko na fabularne niekonsekwencje w różnych anime, przyjmując, że tak to już jest – i chyba dlatego ciągle nie mogę wyjść z podziwu nad Eden of the East, któremu nic takiego w żadnym razie nie można zarzucić (ale to pewnie nic dziwnego, skoro za scenariusz i reżyserię odpowiedzialny jest Kenji Kamiyama). Wiem, że wyważona recenzja powinna zawierać też omówienie mankamentów dzieła, ale mnie w tej serii podoba się wszystko: postaci (szczególnie kontrast między nieco melancholijną, ufną i trochę dziecinną Saki a energicznym, pewnym siebie Akirą), muzyka (Kenji Kawai!), tempo akcji (połączenie dynamizmu i chwil lirycznego wyciszenia), rysunek postaci (Chika Umino!), opening (ciekawy, nowatorski collage), poczucie humoru (nawet ci wszyscy chłopcy bez spodni mi nie przeszkadzali, taka jestem!) – no wszystko. I dlatego gorąco polecam tę serię Waszej uwadze.




Uwaga na koniec: seria składa się z jedenastu odcinków, a jej kontynuacją jest film King of Eden (80 min.); w moim wydaniu do płyty dołączone jest „streszczenie” serii zatytułowane Air Communication – w żadnym wypadku tego nie oglądajcie! To nie jest skompresowana wersja wcześniejszych jedenastu odcinków, tylko jakichś chory twór, którego oglądanie przypomina trochę przymusową rozmowę z ciotką, która uparła się pokazywać nam kolekcję rodzinnych zdjęć (postaci komentują z offu, co się dzieje na ekranie, i jest to absolutnie nieznośne). A kiedy już obejrzycie Eden of the East i King of Eden, możecie sięgnąć po drugi film – Paradise Lost. Ja się jeszcze nie odważyłam (a nuż nie będzie tak dobry jak pierwsza seria i King of Eden?), ale lada dzień…! :-)