niedziela, 26 sierpnia 2012

Bokura ga ita


Bokura ga ita (We were there)
26 odc. x 24 min.
2006
na podstawie mangi Yuki Obata
Studio ArtLand


Po tym, jak zachwyciłam się Lovely complex, nastąpił bolesny czas poszukiwań. Próbowałam szukać czegoś zupełnie innego, potem czegoś podobnego… I jakoś nic mi się nie podobało. Obejrzałam odcinek wychwalanych Chobits, dwa Toradora!, pół Clannad – i nic. Aż w końcu trafiłam na Bokura ga ita.
Na początku oglądało mi się średnio – wyglądało na to, że to dość schematyczna opowieść o narodzinach szkolnej miłości, w dodatku rozwijająca się w żółwim tempie. To, że się nie poddałam po dwóch odcinkach zawdzięczam bardzo pochlebnej recenzji Tanuki Anime – była tak zachęcająca, że przeczytałam ją tylko do połowy, nie chcąc psuć sobie niespodzianki. Jakoś jednak nie było widać tych fajerwerków – Nanami, dziewczyna zupełnie zwyczajna i nieco naiwna, rozpoczyna naukę w nowej szkole i od razu zwraca uwagę na bardzo popularnego Yano. Chłopiec na początku ją fascynuje, potem irytuje, a w końcu – no jasne – Nana zaczyna się w nim zakochiwać. Dość szybko wyznaje mu swoje uczucie, z drżeniem oczekując na odpowiedź. Zaś Yano… przekonuje ją, że to, co do niego czuje, to tylko zauroczenie, bo tak naprawdę Nana zupełnie go nie zna. Zaskakująco rozsądny młodzieniec, prawda? To dopiero pierwsza niespodzianka, w jakie obfituje seria Bokura ga ita.



Mimo że głównym wątkiem pozostaje miłość Nany i Yano, a grono bohaterów jest dość ograniczone, możemy się spodziewać wielu zdumiewających zwrotów akcji. Większość z nich rozgrywać się będzie w przestrzeni uczuciowej, bo poza tym w Bokura ga ita niewiele się dzieje. Nie znaczy to wcale, że będzie nudno – wręcz przeciwnie. Seria rozkręca się powoli, ale jest naprawdę dobrze przemyślana; w którymś momencie okazuje się, że wszystkie te przypadkowe, wydawałoby się uwagi, aluzje, zwyczajne rozmowy, łączą się ze sobą i układają w wyraźny wzór. I nagle to, co wydawało się opowieścią o pierwszej miłości i rozterkach nastolatków, przeradza się w głębokie emocjonalne trzęsawisko… 



Szczerze mówiąc, gdybym wiedziała, że to taki rodzaj anime, pewnie nie zdecydowałabym się na oglądanie tej serii, tak więc bardzo się cieszę, że zostałam zwiedziona pozornym podobieństwem do Lovely complex, bo zdecydowanie nie żałuję, że obejrzałam Bokura ga ita i dałam się wciągnąć.  
Największe wrażenie zrobiła na mnie scena na plaży, kiedy Yano niespodziewanie się otwiera i pokazuje swoją prawdziwą twarz (odc. 12). Czułam się tak, jakbym to ja dostała emocjonalny cios w żołądek, a nie biedna Nanami. Chyba właśnie na tym polega największa siła Bokura ga ita, że potrafi całkowicie pozbawić widza obiektywizmu i przekonać go do opowiedzenia się za jedną z postaci i wierzenia w jej interpretację wydarzeń. Co najdziwniejsze, najczęściej tą postacią, przez której pryzmat oglądamy akcję, jest Nana – osoba, obiektywnie rzecz biorąc, najmniej ciekawa w całym zestawie bohaterów serii. Ta zwyczajność Nany jest przez twórców anime pięknie wygrywana: kiedy to ją spośród wszystkich innych dziewcząt wybiera popularny i cieszący się powodzeniem Yano, inne uczennice od razu pytają: ale dlaczego!? Przecież nie ma w niej nic szczególnego, jest nieciekawa, nawet nie aż taka ładna… Tymczasem ta zwyczajność Nany w pewnym momencie okazuje się czymś bardzo pozytywnym, zaletą, której w pewnym sensie trzeba bronić. W porównaniu z najbarwniejszą z postaci czyli Dużą Naną (zwaną też Głupią Naną), byłą dziewczyną Yano, Mała Nana jest osobą o wiele bardziej godną zaufania, stabilną psychicznie i odpowiedzialną. Czy mielibyśmy odmawiać Nanami prawa do bycia wybranką Yano tylko dlatego, że ma po kolei w głowie i nie musi się zmagać z bolesnymi wspomnieniami dramatycznej przeszłości lub problemami w domu? Odpowiedź jest jasna, ale nawet sama Nana będzie potrzebowała dużo czasu, żeby uwierzyć w siebie.




Liczba bohaterów jest, jak wspomniałam, dość ograniczona: słodka i wrażliwa Nana, zawadiacki, trochę tajemniczy Yano, poczciwy Takeuchi (który również potrafi zaskoczyć), chłodna i pełna ukrytej goryczy Yuri, diaboliczna Ayaka, niefrasobliwa matka Yano… i oczywiście Wielka Nieobecna: Głupia Nana. Trzeba przyznać, że chociaż oczywiście stoimy po stronie Małej Nany, to była dziewczyna Yano jest postacią najbardziej fascynującą, nieprzewidywalną, niemożliwą do zrozumienia. Aż do samego końca jest niepokojąco obecna niczym duch, nawiedzający pozostałych bohaterów.



Twórcy Bokura ga ita swobodnie sobie radzą z manipulowaniem uczuciami i wrażeniami widza, zmuszając do niekiedy szybkiej zmiany myślowych biegów. To na pewno anime o wiele bardziej ambitne niż Lovely complex, zupełnie inaczej podchodzące do podobnej w gruncie rzeczy tematyki. O ile Lovely complex jest przede wszystkim lekką komedią, o tyle Bokura ga ita mówi całkiem serio o tym, jak zmieniają się uczucia, o prawie do bycia sobą, o budowaniu prawdziwego zaufania w związku, o przyjaźni i lojalności.
Jeśli chodzi o stronę graficzną, to całkiem mi się podobała, poza tym, że wszystkie postaci widziane z profilu mają jednakowo zadarte nosy ;-) Za to kiedy zamykają oczy, ich rzęsy wyglądają jak brzeg płyty winylowej, i to z kolei trafiło w moje gusta.



Podsumowując, Bokura ga ita to bardzo wartościowa seria, niepozbawiona pewnych niedociągnięć (bywały momenty, kiedy długie monologi Nany na temat jej uczuć szczerze mnie nudziły), ale bezsprzecznie warta uwagi. Z porównaniu z większością anime o pierwszej miłości i inicjacji zaskakuje głębią i życiową – nie zawaham się użyć tego słowa! – mądrością.